Artykuł zawiera niewielkie spoilery.
Rzadko się ostatnimi laty zdarza, by ktoś lubił polskie seriale. Niechęć do nich jest zwykle mieszaniną rzeczywistej winy filmowców i telewizji oraz uprzedzeń narodowościowych. Widz targający na plecach takie brzemię zaakceptuje, że za nowojorskimi policjantami wlecze się, bierze udział w akcjach, przesłuchuje oskarżonych i stawia wnioski narcystyczny pisarz kryminałów. Przechodzi do porządku dziennego nad niepoprawnie przedstawioną pracą sądu w sprawie zabójstwa dziecka w angielskim letnisku Broadchurch. Ba, istnieje serial, którego brak sensu, dogłębną głupotę, lenistwo scenarzystów, fatalną grę aktorską oraz zabicie kardynała Richelieu, bo aktor wolał grać Doctora, uważa się za wielką zaletę i powód do pochwał.
Jednak całe to przyzwolenie na luźne podchodzenie do rzeczywistości znika, kiedy serial powstał nad Wisłą. Widz wtedy zamienia się w surowego egzaminatora. I to takiego, który znajduje satysfakcję w oblewaniu swoich ofiar.
Polscy twórcy seriali mają przeciwko sobie wszystkich. Widzów, którzy ich nie lubią. Stacje telewizyjne żyjące marzeniami o latach 90., kiedy wystarczyło puścić Nasha Bridgesa i Drużynę A, żeby mieć oglądalność. Wreszcie samych siebie, bo siebie, ukształtowanego przez patologiczny telewizyjny system, zmienić najtrudniej.
Czy zatem, jeśli już ciągniemy ten egzaminacyjny dyskurs, najnowsza premiera TVP2, nadawany od 3 września Prokurator, broni się?
Pierwsze, co przykuwa uwagę, to czołówka. Ale nie muzyką czy stroną wizualną. Najważniejsze jest to, kogo ona przedstawia. Telewizję Polską, Grupę ATM, która Prokuratora wyprodukowała, aktorów i wreszcie, niespodzianka, scenarzystów, braci Miłoszewskich. To absolutna nowość. W Polsce przecież od przedwojnia (pisał o tym Irzykowski) scenarzysta był najmniej szanowaną postacią w filmowym światku. Szczególnie szkodzi to serialom, które bez oberscenarzysty czy showrunnera skazane są na utratę ciągłości z rąk reżysera (świetnie pokazują to wywiady z Jarosławem Sokołem, scenarzystą Czasu honoru).
To, że wreszcie scenarzysta jest kimś więcej niż dostarczycielem zadrukowanego papieru, widać po wątkach obyczajowych. Nie dostajemy, jak to się często zdarza, postaci podanych na tacy w pierwszych piętnastu minutach pierwszego odcinka.
Jest więc bohater tytułowy, prokurator Proch (świetny i nieopatrzony Jacek Koman), wierzący w prawo perfekcjonista, którego prawo w pewnym momencie boleśnie zawiodło (oczywiście nie dowiadujemy się wszystkiego od razu). To człowiek zatrzymany w przeszłości, który używa wciąż walkmana i któremu trzeba tłumaczyć, co to router, a jednocześnie świetnie dogadujący się z przylepionymi do smartfonów dziećmi swojego zawodowego partnera, Kielaka. Komisarz Kielak (Wojciech Zieliński w rok po AXN-owskej Zbrodni wraca do podobnej roli policjanta z problemami) z kolei zdawałby się pełnić w tym tandemie funkcję nowoczesnego i aktywnego, gdy tymczasem próby zagonienia dzieci do gry planszowej zamiast tabletu oraz mało skuteczne podchody do byłej żony czynią go pod pewnymi względami bardziej oderwanym od realiów niż Procha.
Clik here to view.

Fot. Telewizja Polska/Grupa ATM
Kryminał to gatunek, w którym przy ocenie trzeba zawsze brać poprawkę na konwencję. Prokurator to bezpieczny dla twórców i dobrze znany widzom „procedural z plusem”, czyli mocnym wątkiem wiodącym. Przez pierwsze trzy odcinki scenarzyści odsłonili zaledwie jego drobny fragment, ale przy dziesięciu odcinkach w sezonie nie powinien zostać zagłuszony przez śledztwa tygodnia.
Te z kolei są piętą achillesową całości. Oczywiście nie można na trzech odcinkach opierać całościowych wniosków (Prokurator jest na to za dobry), ale jeśli za te scenariusze współodpowiada człowiek uważany za króla polskiego kryminału, tłumaczony na obce języki laureat Paszportu „Polityki” – to jest nieciekawie.
Dwie z trzech spraw mają takie samo rozwiązanie. Pierwsza zostaje rozwikłana za szybko, więc wolne kilka minut prokurator Proch poświęca na opowiedzenie szefowej (uśmiechnięta jak Mona Lisa Dorota Kolak) tego, co widz widział przed chwilą. W drugiej Miłoszewscy naprawdę ciekawie rozpisaną intrygę pointują w sposób najbardziej leniwy z możliwych – wszystko, od tajemniczych odgłosów dochodzących zza ściany, po wybór takiego, a nie innego narzędzia mordu, tłumacząc chorobą psychiczną sprawcy. W trzecim śledztwie natomiast prokurator aresztuje pod zarzutem zabójstwa człowieka, którego wyklucza ekspertyza i obsztorcowuje graną przez Magdalenę Cielecką patolog, że wyniki sekcji nie zgadzają się z jego teorią.
Clik here to view.

Fot. Telewizja Polska/Grupa ATM
Jak w ogóle oceniać takie problemy? Z łopatologii można by braci Miłoszewskich rozgrzeszyć argumentem, że to telewizja kazała w obawie, że widz nie zrozumie. Ale reszta? Przecież dialogi są dobre, bohaterowie wiarygodni, warstwa techniczna bez zarzutów. To byłoby smutne, gdyby tak udany serial poległ na rzeczy najważniejszej – kryminalnej intrydze. Na szczęście pozostało jeszcze siedem odcinków.
Skoro potrafimy wybaczyć produkcjom zagranicznym, że nieraz pół sezonu zajmuje im wdrapanie się na poziom bazowy, nie widzę problemu, by nie dać takiej szansy Miłoszewskim i ich Prokuratorowi. Może brzmi to naiwnie (znowu marzy o dobrych polskich serialach, głupi), ale po pogrzebaniu Gliny i Paradoksu, po kilkuletnim pobycie Pitbulla w zamrażarce (Vega robi właśnie nową kinówkę) trzeba wreszcie pozwolić komuś spróbować. Prokurator jest ku temu świetną okazją.
Prokurator
Serial kryminalny
TVP2, 2015–